Wykwintne smaki Barcelony

Słyszysz Barcelona i co myślisz? Jedni plaża, inni słońce a jeszcze inni Camp Nou i macie racje, to wszystko tu jest. Dla mnie to miasto łączące to co kocham: morze, i przepiękną architekturę. Jeśli dorzucić do tego jeszcze pyszne świeże warzywa, owoce morza i mnóstwo wspaniałych restauracji to jesteśmy w raju! Byłam tu już kilkanaście razy, ale kocham tu wracać, choć Lizbona nieco namieszała w moim rankingu ukochanych miast 🙂

Mając w domu małego smakosza, zainteresowanego jedzeniem oraz sposobem przygotowywania potraw i wykorzystaniem lokalnych produktów wplatamy w nasze wyjazdy topowe restauracje w danym mieście. Dziś opowiem Wam o kilku perełkach Barcelony.
Caellis – restauracja z 1 gwiazdką Michelin, w której szefuje Francuz, Romain Formell – uczeń słynnego Alain Ducasse’a. Miejsce eleganckie, ale nie przesadzone, proste w formie, z dużą ilością szkła i metalu. To co tu zjecie jest spektaklem nie tylko smakowym, ale także wizualnym. Dania są piękne kolorowe, bardzo nieoczywiste. Używa się tu technik kuchni molekularnej, więc czasem otrzymujecie danie wyglądające na coś innego niż świadczy smak. Czy to przeszkadza? Nie! Wręcz przeciwnie, bo ja lubię być zaskakiwana, cieszą mnie nieoczywiste połączenia i smaki. Możecie tu zjeść na przykład oliwkę o smaku anchois, która wyglądem przypomina zieloną kulkę, a jak ją przegryziecie to eksploduje smakiem płynnej oliwy najwyższej jakości, albo gnocchi, czyli kluseczki (tu dyniowe) podane z truflami w formie lodów, w otoczeniu maceracji węglowej (proces fermentacji soku z winogron bez ich gniecenia).
Największe jednak wrażenie zrobiły na nas desery: smak sorbetu z selera niesamowity, a cytryna ze szkła jadalnego – fantastyczna w smaku i formie podania, kryjąca wewnątrz kryształowej otoczki lody bazyliowe oraz krem cytrynowy Tak wiem, skomplikowanie brzmi i wygląda również ale jak smakuje! Na dodatek dostając takie danie, mimo, że często jest niewielkie, człowiek sobie uzmysławia ile pracy musiano poświęcić, żeby takie cudo wymyślić, skomponować, a potem złożyć na talerzu. Całe menu nosi nazwę Ziemia i Woda i pięknie komponuje składniki z tych dwóch światów. Jeśli myślicie, że się nie najecie, to spokojnie, dań jest kilkanaście, co wiąże się ze spędzeniem w restauracji ponad 2 godzin, ale gwarantuję, że warto. Jeśli będziecie mieli ochotę możecie sami wykonać kawior z musztardy do jednego z dań – kelnerka wszystko znakomicie objaśnia, więc jest to dość proste, a jaka satysfakcja!




Enoteca – restauracja w przepięknym hotelu Arts, mieszczącym się niemal na samej plaży Barcelonetta. Szefuje tu słynny Katalończyk, Paco Perez, zdobywca 5 gwiazdek Michelin, twórca niedawno otwartej restauracji w Gdańsku, Arco by Paco Perez. Byliśmy tam dwukrotnie po roku przerwy i część dań pozostała taka sama, ale kilka się zmieniło. Menu bazuje bardzo na składnikach hiszpańskich, wiele tu owoców morza, ryb, a sposób podania, wnętrza i obsługa kelnerska adekwatna do posiadanych 2 gwiazdek. Brzytwy, ostrygi, ośmiornica, kalmary, krewetki, langustynki poznacie tutaj w zupełnie innym wydaniu. Do tego pięknie dobrane naczynia, a nawet koktajle do poszczególnych dań czyni to miejsce wyjątkowym. No i są pewne zaskoczenia: po raz pierwszy jedliśmy tu żyjątko o nazwie see cucumber, czyli strzykwę (w formie makaronu!) oraz mięso byka oraz krewetkę… w całości z mózgiem i pancerzem (emocje gwarantowane!). Szef stosuje tu wiele technik kulinarnych, skosztujecie tu produkty surowe, parowane, grillowane w otoczeniu kawiorów sferycznych ziemi z syfonu, galaretki z szynki i pomidora, czy jadalnej gąbki. Kolację wieńczą niepozornie wyglądające, ale bardzo skomplikowane wieloelementowe desery o różnych strukturach: sorbet ananasowo – pomarańczowy z galaretką waniliową i kawiorem, lody z mleka owczego z asiette ( jeden produkt lub grupa produktów – w tym wypadku owoce leśne podana w kilku postaciach, np. w formie musu, pudru, chipsa, ciasteczka itp.) z czerwonych owoców czy lody ciasteczkowe z kremem czekoladowym w znanej nam wizualnie formie ciasteczka Prince (tak też nazywa się ten deser).





No i wreszcie przyszedł czas na hit – Abac – restauracja prowadzona przez jurora hiszpańskiego Masterchefa i Masterchefa Juniora, posiadająca 3 gwiazdki Michelin! Była na mojej liście marzeń i się udało! Czy sprostała oczekiwaniom, czy jest magiczna? Czy czujesz się tam jakbyś był w teatrze? Tak, tak i tak, bo przebywanie tu to bycie częścią kulinarnego spektaklu od samego wejścia.



Restauracja położona jest w zacisznym miejscu Barcelony i połączona z luksusowym hotelem apartamentowym. Sala jak i kuchnia znajdują się w przepięknym ogrodzie i są w dwóch sąsiadujących budynkach. Na początek, już w progu otrzymujesz kieliszek hiszpańskiej cavy oraz zwiedzasz serce restauracji, czyli kuchnię. Tam widzisz porządek, podział na sekcję, a w uszach ci dźwięczy… wszechogarniająca cisza. Każdy z kilkunastu osób pracujących pochyla się nad swoją pracą i dokładnie wie co ma robić. Działa to jak dobrze naoliwiona maszyna. Niestety samego szefa nie było akurat na miejscu (posiada kilka restauracji w Hiszpanii), z czego mój syn nie był zbyt zadowolony. Już w kuchni otrzymujemy pierwsze przekąski. Nie będę Wam za dużo zdradzać, bo restauracja działa na zasadzie zaskoczeń i prosi swoich gości by nie publikować w sieci podawanych dań i relacji. Postanowiłam wrzucić kilka zdjęć, ale nie wyjaśniać Wam potraw, byście podziwiali, a jednocześnie nie stracili ciekawości przybycia tu. Wokół stolika ciągle coś się dzieje: raz kelner zalewa coś słoiczku, co na waszych oczach staje się czymś w rodzaju glonu i jest elementem dania, serwuje dania na poduszkach, wręcza Wam kartony z napisem uwaga szkło, lub jaja dinozaura, które musicie stłuc, albo przynosi szminki, z napisem Abac hmm (na ucho Wam powiem że to pyszne sorbetowe lody z malin). Tak, tak nie żartuję! Tu nie tylko się siedzi i czeka, jesteście w centrum wydarzeń i musicie wykonać konkretne działania, by do czegoś się dorwać i to zjeść. Zresztą zobaczcie sami.

