Wakacje w pandemii. Tybinga – miasteczko studentów

Tybinga – kolejny postój na naszej drodze, to miasto studentów, ze znanym na świecie uniwersytetem, którego historia sięga XI wieku. Położenie nad rzeką Neckar i poprzecinanie miasta licznymi kanałami sprawiają, iż jest tu bardzo malowniczo. Miasto nie ucierpiało prawie wcale podczas II wojny światowej, dlatego warto przespacerować się po jego zakamarkach. Tu poczujecie się jak w południowych miastach Europy, bądź jak w krajach Beneluksu (budynki nad kanałami, liczne mostki, wąskie uliczki).

Hotel w centrum miasta to zawsze dobry pomył – blisko do ważnych miejsc, szczególnie jak macie tylko kilka godzin. Niestety skwar był niemiłosierny, a hotel, mimo że posiadał klimatyzację, to nie wszędzie, akurat nasz pokój jej nie miał. Okno na podwórze z restauracją, otwarte, mimo obaw o robale, nie zdało egzaminu, bo jak wiecie ładna pogoda sprzyja biesiadowaniu nawet do 3 nad ranem… Na szczęście jutro kolejny etap podróży, wiec ci, co siedzą z tyłu mają szansę odespać 🙂
Po zameldowaniu i wypakowaniu czas ruszyć w miasto, ale … gdzie zasilacz do laptopa? Hmm … pierwsza wtopa zaliczona! Został w poprzednim hotelu, jakieś 200 km stad. Wobec tego część rodziny czeka cierpliwie w pokoju, kiedy głowa rodziny biega po mieście w poszukiwaniu sklepu agd. Po 30 minutach jest! Przybył ! Zadanie wykonane! Laptop żonki uratowany!:)
Centrum Tybingi stanowi Am Markt – rynek główny, otoczony pięknymi kamienicami. Centralnym budynkiem jest tu ozdobny barokowy ratusz, a na środku placu wznosi się okazała fontanna Neptuna. Dookoła mnóstwo restauracji i kawiarni, ale planując obiad zważcie na popołudniową sjestę – nam zamknęli knajpę i wylądowaliśmy na jednym z najgorszych makaronów jakie było mi dane zjeść, na dodatek, ciągle machałam łapami nad talerzem swoim lub syna, żebyśmy nie musieli kończyć posiłku z muszą wkładką (15.00 – 18.00 większość restauracji jest zamknięta).


Po obiadowej traumie wspięliśmy się na wzgórze zamkowe, by podziwiać rozpościerający się stamtąd widok. Znajdziecie tu piękny renesansowy zamek (którego początki sięgają XI w.) z dziedzińcem, muzeum zamkowym, a także obejrzycie pozostałość po laboratorium, gdzie w „kolebce biochemii” od 1818 roku pracował pierwszy niemiecki biochemik Carl Sigwart, Felix Hoppe-Seyler wyznaczył hemoglobinę, a Friedrich Miescher odkrył kwas nukleinowy (DNA/RNA) w 1869 roku. Jest to bardzo ciekawie zorganizowana wystawa z elementami interaktywnymi.

Wracając ze wzgórza zobaczcie jeszcze starą aulę uniwersytecką z zachowanymi drewnianymi kasetonami oraz przylegającą do niej kolegiatę św. Jerzego z XV w.
A jak zgłodniejecie polecam wybrać się na spacer i skręcić w jedną ze starych uliczek. Przy Kronenstrasse 8 znajdziecie Weinstube Forelle, mająca ponad 200 lat. W 1894 r. nadworny kucharz królewski został mianowany profesorem sztuki kulinarnej w tej kuchni, by rozpieszczać swoich gości kuropatwą, homarem i szampanem.
Od około 1890 roku goście z bliska i z daleka mogą podziwiać historyczne malowidła ścienne autorstwa malarza dekoracji dworskich Haaga, które nie mają sobie równych pod względem kunsztu wykonania i doskonałego stanu zachowania.

Zjecie tu dania typowe dla Badenii – Wirtenbergii: potrawy z tytułowego pstrąga, ale ja polecam Wam domowe maultaschen, czyli regionalny rodzaj pierożków z nadzieniem rybnym, cebulowym lub mięsnym w sosie winnym, z kurkami albo sałatką z cykorii.

Załapaliśmy się na wesele wewnątrz lokalu, cała górna część restauracji co kilka chwil wiwatowała i głośno obwieszczała toasty, a z otwartych okien radość i dobry humor gości zalewały ulice miasteczka do późnych godzin.
Polecam Wam ten studencki przyczółek, mimo nieprzespanej nocki z powodu braku klimatyzacji w hotelu i upału na dworze, Tybinga pozostawiła po sobie wspomnienie miasteczka pełnego uroku, i nieoczywistych zakamarków. Warto się tu zagubić, choć na moment.