Dolomity – miłość na zawsze

smakuję - patrzę - wymyślam

Dolomity – miłość na zawsze

Do Pozza di Fassa wybraliśmy się na ferie zimowe. Długo zastanawialiśmy się jechać czy nie, Włochy, tak daleko, samochodem koło 11 godzin samej jazdy, do tego zakręty, serpentyny, czyli coś, czego mój błędnik nie ogarnia. Skusiła nas cena i opowieści zadowolonych znajomych. W końcu decyzja – Dolomity, Region Górna Adyga, lub jak ktoś woli Południowy Tyrol. Słońce przez 300 dni w roku i puste trasy. Czy tak jest? Oceńcie sami.

Okolice Orsa Maggiore

Droga minęła w miarę szybko, choć przejazd przez Niemcy, nawet w weekend jest męczący i długi. Na szczęście drogę podzieliliśmy, nocując po drodze, ale korki na 3, w porywach 4 pasmowej autostradzie były praktycznie cały czas. W Austrii nieco lepiej, choć tu za szybko nie pojedziesz (ograniczenie do 100 km), a już najluźniej jest po przejechaniu granicy z Włochami. Tu przygotujcie się na opłaty za tunele i drogi widokowe na palach, między górskimi sczytamy – widoki zrekompensują Wam te kilka euro 🙂

Południowy Tyrol to region ze stolicą w Bolzano, do zjazdu na to miasto jedziecie komfortowo, potem zaczynają się drogi górskie (ok. 40 km) – kręte, wąskie, czasem wręcz straszne, szczególnie dla tych z chorobą lokomocyjną, ale jak już dacie radę parę razy wjechać i zjechać Waszym oczom ukażą się cudne stoki Dolomitów. To góry jedyne w swoim rodzaju – majestatyczne, skaliste, mieniące się we włoskim słońcu wszystkimi odcieniami światła.

Miejscowość mała, turystyczna, nazwy w dwóch językach, kilka sklepów i pensjonaty oraz hotele. Pamiętajcie, że włoskie gwiazdki są dość mylące i nie odpowiadają tym polskim, czy niemieckim, są nieco zaniżone.

Hotel, do którego trafiliśmy został całkowicie odremontowany i zmienił nazwę w 2019 roku. Do wyciągu, którym wjedziecie na wysokość 2000 m i powyżej macie 50 m. Kolejki są dobrze utrzymane, trochę wariują przy silnym wietrze i wtedy zawiśniecie na kilka minut w bezruchu, ale cóż, coś za coś… Stąd możecie zjeżdżać na kilkunastu trasach, szczególnie łatwych i średnich. Trasy są dobrze przygotowane, szerokie, zaopatrzone w miejsca do odpoczynku typu leżaki, ski – parki oraz bary – restauracje, gdzie zjecie przysmaki austriacko – włoskie. Nieco przeszkadzają śmigający z zawrotną prędkością narciarze oraz wszechobecne grupy dzieci uczące się jeździć, co kilkaset metrów stojące pośrodku stoku!!! , ale nie można mieć wszystkiego, na pocieszenie zostaje fakt braku kolejek do wyciągów i ilości tras do wyboru.

Jeśli znudzą was górki wchodzące w skład Val di Fassa Card możecie wybrać się na drugą stronę pasma Dolomitów – z hoteli zawiezie Was tam bus, droga trwa około 5 minut, ważne, byście znali godziny odjazdu i powrotu busików spod Waszych hoteli. Jeśli zamieszkacie gdzieś dalej możecie przyjechać pod stoki specjalną kolejką turystyczną lub swoim samochodem – parkingi są tuż przy kasach. Są to stoki, na które musicie mieć droższy karnet – Dolomiti Super Ski. Ceny karnetów we Włoszech są dość wysokie, za to ilość tras i miejsc, gdzie możecie się dostać jest bardzo duża.

Na co zwrócić uwagę będąc na nartach w Italii? Większość noclegów spokojnie zarezerwujecie przez Internet. Karnety najlepiej kupić kilkudniowe, im więcej dni tym taniej. W regionie Pozza di Fassa macie do wyboru karnet Val di Fassa, obejmujący kilkanaście różnych tras, o różnej trudności, który spokojnie wystarczy Wam, jeśli spędzacie tu kilka dni. Przy dłuższych pobytach i lepszych umiejętnościach narciarskich jest do dyspozycji karnet Dolomiti Super Ski, obejmujący setki km tras na bardzo rozległym obszarze (kilka miejscowości, kilka odrębnych ośrodków narciarskich, każdy z kilkunastoma trasami i mnóstwem wyciągów). Dla chcących skorzystać z lekcji, polskie biura podróży proponują wyjazdy do konkretnych ośrodków z polskim instruktorem jazdy, także nie ma z tym problemu. Należy pamiętać, iż w większości ośrodków jeździ się do 16.00 – 16.30, pilnujcie tych godzin, żeby nie utknąć na górze i móc wrócić wyciągiem do hotelu. Pogoda, jak to w górach potrafi się zmieniać co kilkadziesiąt minut, w czasie jednego dnia, na wysokości 2000 m temperatura spadła o 5-6- stopni, wiał wiatr z prędkością 60 km/h, była śnieżyca, a za chwilę świeciło słońce, także musicie się przygotować na każde warunki. W dobie anomalii pogodowych nawet pod słońcem Italii można trafić na pogodowy armagedon.

Odpoczynek przy schronisku

Trasy jakie są … każdy widzi, tak naprawdę, nie jest „sztruksik”, jak się mówi na super przygotowane, gładkie trasy. Gładko jest do 10.00, a potem, im później tym gorzej. Robią się hopki, górki, hałdy śniegowe, a pod spodem lodowe niespodzianki. Na dodatek Włosi i inni tu jeżdżący często nie zwracają uwagi na to, że ich prędkość sięga 60 km/h!! Ja, będąc początkującym narciarzem i jeżdżąc zachowawczo i powoli (jeżeli tylko górka pozwala 🙂 ) miałam kilka takich sytuacji, gdzie chcąc złożyć się do skrętu byłam mijana i wręcz przesuwana przez pędzących narciarzy. Część jeździ naprawdę dobrze i panuje nad sprzętem, jednak są tacy, którzy już od początku stoku krzyczą: „Ojojoj”, jadąc „pługiem”, lub kilkulatki zjeżdżające na prostych nartach, bez potrzeby skręcania. Są to sytuacje, które pozostają w pamięci i powodują spory wytrzeszcz oczu 🙂

Widok z Sas de Pordoi (2950m n.p.m.) w dole trasy zjazdowe

A jak już się psychicznie nastawicie i przeczytacie całość od A do Z, to narty na nogi, gogle na nos i rozkoszujecie się widokami ponad Wami i śniegiem pod stopami, myśląc: „Dlaczego ja do tej pory jeździłam gdzie indziej?”. Dolomity, do zobaczenia za rok!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *