Berliński tygiel smaków

Co poza jarmarkami świątecznymi warto odwiedzić, aby dobrze zjeść w Berlinie? Wybór jest przeogromny, więc wszystko zależy od tego, na co macie ochotę. Stolica Niemiec to tygiel społeczno– kulturowy, znajdziecie tu dania i restauracje z różnych stron świata. Bardzo dobrze oceniane przez kulinarnych blogerów są miejsca z kuchnią azjatycką, indyjską czy arabską.

Z najczęściej polecanych proponuję zawitać do:

Mustafa’s Gemuse Kebap – buda z mięsem w domowej roboty placku lawasz lub chlebku w rodzaju knyszy. Kebab był pierwszym fastfoodem wymyślonym przez człowieka, a jego rodowód sięga starożytnej Persji. Kebab po turecku to po prostu opieczone mięso i jako taki gościł już na dworach wezyrów. W Europie rozsławili go tureccy emigranci i od tego czasu stał się jednym z ulubionych szybkich dań ludzkości.

Właściciel i założyciel „lokalu” przybył z Turcji do Berlina ponad 50 lat temu i od tego czasu prowadzi swój biznes z dużym powodzeniem.

Po odstaniu 90 minut, w niemal milczącej z zimna, multikulturowej kolejce (słychać było francuski, włoski, angielski, turecki, hiszpański no i polski język) i dotarciu do okienka, w którym dwóch panów w otoczeniu wszechogarniających tureckich rytmów, lekko pląsając miedzy szpadą z mięsem a listkami sałaty, przygotowywało kolejne zamówienia, z uśmiechem na ustach odebraliśmy swoje porcje. Wewnątrz kebaba od Mustafy  otrzymacie soczystego kurczaka doprawionego autorską mieszanką przypraw i ziół lub wersję wege, do tego smażone warzywa, sos z harrisą, jogurt, warzywa surowe w postaci sałaty, cebuli, marchewki, rzodkiewki itp. oraz pyszną posypkę z sera typu bałkańskiego. Warzywa przywożone są z podberlińskich farm ekologicznych a pieczywo przygotowywane na miejscu.  Porcja w chlebku zupełnie do zjedzenia, nawet dla, co prawda postawnej, ale zawsze, kobiety 🙂

 Co powiedzieć o smaku? Całość skomponowana bardzo poprawnie, czuć zioła i przyprawy, wszystko jest w idealnych proporcjach, szczególnie dla osób, które nie przepadają za kebabem typu mieso, mieso i długo długo nic. Przyjemność z jedzenia tego jakże sławnego posiłku zmąciła kolejka, która zabrała nam prawie półtora godziny naszego czasu w Berlinie i przez którą zdążyliśmy porządnie zmarznąć i nieco się zniecierpliwić. Na dodatek jedzenie na stojąco, przy trzech stopniach daje średnio pozytywne odczucia. Czy warto było? Pewnie tak, choćby po to by wyrobić sobie właśnie zdanie na temat najlepszego kebaba w Europie. Czy wrócę w to miejsce? Pewnie nie, po pierwsze nie jestem fanką kebaba a po drugie jest jeszcze tyle gastro-miejscówek do odkrycia 🙂 Jednak doceniam fenomen tego miejsca, które od kilkudziesięciu lat przyciąga tłumy coraz to nowych klientów. Dodatkowo wielki plus daję za wspaniałe, chrupiące i dobrze wypieczone, własne pieczywo.

Jeśli zechcecie zjeść coś typowo niemieckiego, polecam wszechobecne bary z kiełbasą. Typowo berlińskie currywurst, to połączenie cienkiej wieprzowej kiełbaski, pokrojonej w plastry i zalanej sosem pomidorowym z posypką curry. Do wyboru macie także rostbratwurst, najczęściej w bułce z musztardą, a nawet crakauerbratwust wołowo – wieprzowa kiełbaska smażona, podawana z bułką lub frytkami. By zapoznać się z tego typu daniami serdecznie polecam Curry 61. Lokal serwuje dania przez okienko, jest kilka wystawionych stolików oraz jedna długa ława wewnątrz pomieszczenia, przy której można zjeść zamówione dania.

Sos curry dostaniecie tu w wersji ostrej lub łagodnej, a do domu możecie kupić gotową buteleczkę produkowanego na miejscu najsłynniejszego berlińskiego sosu.

Na deser koniecznie wybierzcie się do Canal Artisanal Icecream &pastry – miejsca polecanego przez mieszkańców i turystów. Lokale są dwa, jeden z nich mieści się przy Rosentalerstrasse w przepięknym zaułku z niewielkim placykiem. Zjeść tu raczej trzeba na dworze lub wziąć na wynos, bo wewnątrz macie tylko 2 stołeczki, by na chwilkę przysiąść. A co tu zjecie? Oczywiście lody oraz pięknie wyglądające, ale równie smaczne eklerki z ciasta parzonego w wielu smakach do wyboru: czekolada, słony carmel, earl grey, pistacja z malinami, tiramisu, wanilia z pekanami to tylko niektóre z oferowanych smaków. Do tego świeżo parzona kawa i można się rozmarzyć… Prawie jak w Paryżu.

A jeśli mielibyście ochotę na nieco Orientu to zapraszam do Kimchi Princess. Knajpa leży na uboczu, kilkadziesiąt minut spacerem od centrum przy Skalitzer strasse 36.

Miejsce z koreańskim jedzeniem, do którego przychodzi mnóstwo ludzi pobiesiadować z przyjaciółmi czy rodziną, głównie przy grillu. Koreański grill to wydarzenie gastronomiczne. Miałam okazje już jadać tego typu dania w Nowym Jorku i zawsze chętnie wracam do lokali serwujących korean bbq.

Do wyboru, poza grillem, macie dania kuchni koreańskiej typu zupy, sałatki, czy dania na bazie makaronu ryżowego z mięsem lub tofu czy krewetkami. Jednak grill to jest coś wartego waszej uwagi! Wybieracie spośród antrykotu wołowego, boczku wieprzowego, kurczaka, ośmiorniczek i wołowych plastrów. Na stole ląduje gazowy grill, na którym kelnerzy przygotowują wybrane mięsa z dodatkami typu pieczarki, cebulka, szczypior. Całość jest okraszona miseczkami z ryżem i koreańskimi przekąskami: kimchi, cukinia w ostrym sosie, olej sezamowy, pasta gochugang, tykwa, rzodkiew japońska marynowana, kiełki mung i liście sałat. Po ugrillowaniu kawałki mięsa zawija się w liście sałat i zjada jak sajgonki. Polecam szczególnie antrykot z argentyńskiej wołowiny, pieczołowicie obracany przez pana kelnera i cięty przez niego na kawałki za pomocą nożyczek. Warto mieć na uwadze, iż tego typu dania podaje się w większości dla minimum dwóch osób, gdyż służą do dzielenia się podczas wspólnej biesiady. Całość bardzo aromatyczna, bogata smakowo, mięso jak to mięso, momentami nieco żylaste,dla mnie wygrał antrykot, zaś boczek polecam bardziej dla koneserów, ze względu na ilość tłuszczu.

Ogólnie gastro-wyprawa do Berlina okazała się bardzo inspirująca i smaczna. Polecam Wam serdecznie takie, nawet krótkie, wypady dla poszerzenia kulinarnych horyzontów.